środa, 14 grudnia 2016

Sparingi, sparingi i jeszcze raz sparingi!

Bonżur!!!

   Post natchniony moim ostatnim treningiem. Prócz treningów dynamicznych i kondycyjnych (przy pomocy maski tlenowej) na mojej siłowni wróciłem również do boksowania. Treningi pod okiem trenera to jednak zupełnie inny stopień wysiłku... oczywiście większy!

Źródło: Klik.

   Kiedy ktoś mówi Ci co masz robić na treningu to to robisz, bez zbędnej rozkminki i rozważania. Trener mówi "biegasz", Ty - biegasz. Biegasz do momentu kiedy trener nie powie stop. I tak z każdym ćwiczeniem. Bardzo się cieszę, że wróciłem do trenowania pod czyimś okiem. Mimo tego, że trener wyłapuje moje błędy czy zbędne ruchy, które nie są dość poprawne z wbiciem małej szpilki to i tak czuję się jak "kiedyś" - zmobilizowany, pokorny, głody tego co może powiedzieć mi ktoś z doświadczeniem, osoba trzecia. Tyle tytułem wstępu, wracajmy do tematu!

Źródło: Klik.

   Gdybym miał wytłumaczyć Wam czym dla mnie są sparingi to powiedziałbym, że jest to "poznawanie" jak zachowuje się ciało i jak reaguje kiedy dostanie cios. Sparingi to OBYCIE się z ciałem swoim i ciałem przeciwnika. Spary to nie tylko obijanie klubowego kolegi (w razie gdyby ktoś zapomniał). Spary to też przyjmowanie ciosów i umiejętność wyjścia z trudnych, bądź co bądź, sytuacji podczas walki. Mimo, że znacie się dobrze kolegą, robicie często wspólne treningi i idziecie na tramwaj zaraz po, to zawsze wkrada się ta chęć rywalizacji. Przysłowiowe "30%" siły to zazwyczaj "80%" z dodaniem "sorry!" - jeśli jakiś cios wejdzie idealnie. Swoją drogą lubię to!

   Ostatni trening zmobilizował mnie do napisania tego posta. Na trening przyszło kilku chłopaków, dużych chłopaków... patrzę przez pryzmat tego, że jestem kurczaczkiem ;-)

   Sparingi zaczęliśmy w zasadzie zaraz po rozgrzewce. Sala przedzielona workiem tworząc "dwa ringi" tworzyła przy okazji dwie grupy. W jednej 3 lub 4 pary, w drugiej 2 pary i 1 osoba odpoczywała.
   Walki zaczęły się z momentem komendy trenera "START!". Ciasnota, brak możliwości poruszania się dynamicznego po macie, spięci ciężcy goście czekający tylko na jedną lub dwie petardy. Walki z ich strony (z mojej z resztą też) nie były wirtuozerią techniki. W pewnych momentach zacząłem się gubić kiedy kolos był w natarciu. Nie było źle, oczywiście nie byłem im dłużny ;-) ...ale wiecie jak to jest - "zawsze może być lepiej!". Jest nad czym pracować! Nie ma lekko, ale o to w tym wszystkim chodzi. Dla większości osób nie związanych ze sztukami walki wydawać może się to dziwne: "Jak to?! Oni lubią się bić? Po twarzach, po brzuchach?! Nonsens!" - więc odpowiadam, tak lubimy! :)

Źródło:Klik.
   Wymęczony przez ziomali zacząłem zastanawiać się nad całością treningu. Z resztą zawsze tak robiłem – co źle, co do poprawki… przeanalizować słowa trenera i wrócić do gry z poprawionym mankietem. Doszedłem do wniosków, że przez ten okres kiedy trenowałem sam czyli około 1,5 roku - budując bazę tlenową, która uważam jest całkiem niezła, siłę ciosu i wytrzymałość mięśnia… brakowało mi tego jednego, istotnego – o ile nie NAJistotniejszego elementu – oBICIA się z przeciwnikiem. To trochę tak jak z celnym podawaniem piłki przez piłkarzy podczas meczu. No bo jeśli jesteś w stanie z połowy trafić w poprzeczkę bramki (fajnie!), nie jest w cale powiedziane, że podasz idealnie do nogi gościowi, który rozpędzony biegnie przez całe boisko. To jest właśnie to obycie z ruchem i zachowaniem innego ciała. Po czasie wiesz gdzie podać, bo znasz już ludzką motorykę. I tak wracając do sztuk walki  – „mistrzów worka” było wielu. Chcesz się dobrze bić, to musisz sparować. "Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz!". Tyle.

   Z uśmiechem na twarzy wychodziłem z treningu. Dlaczego? Wiem, że czeka mnie praca i wiem co muszę sobie przypomnieć z lat poprzednich. Mobilizacja działa lepiej niż kawa, wiedziałeś?

   Zawsze wolałem bić się na dystans, ale jak nie ma dystansu to trzeba się dopasować do sytuacji!
Źródło: Klik.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz